Czy las może odrodzić się sam?: artykuł nr 1729
2005-12-29 15:06:11 Leśnictwo
Szalejący nad lasem huragan to dla człowieka klęska, zarówno pod względem ekonomicznym, jak i socjalnym. Tymczasem dla lasu jako struktury ekologicznej to naturalne zakłócenie rozwoju, które może przebudować las i wzmocnić go na przyszłość. W Leśnictwie Szast na terenie Puszczy Piskiej (woj.warmińsko-mazurskie), nad którą w lipcu 2002 przeszedł huragan, leśnicy i naukowcy realizują projekt badawczy - Las Ochronny "Szast". Ma on pokazać, jak las samodzielnie radzi sobie z naprawą drzewostanu po wichurze.
Projekt Las Ochronny "Szast" został zatwierdzony przez ministra ochrony
środowiska w 2003 roku.
Projektem kieruje prof. Kazimierz Rykowski z Instytutu Badawczego Leśnictwa w
Warszawie. Badania prowadzone są na powierzchni 445 ha, na fragmencie lasu,
który ponad trzy lata temu został zniszczony przez huragan.
Mądra gospodarka leśna może polegać więc nie tylko na zwiększaniu zalesienia
kraju, troskliwej opiece nad drzewostanem, ale czasami także na oddaniu
przyrodzie inicjatywy zabliźniania ran powstałych w wyniku nawałnicy, pożaru czy
ataku szkodników drzew.
WIELKA KLĘSKA POLSKICH LASÓW
Huragan, który przeszedł nad północno-wschodnimi obszarami Polski 2 lipca 2002
roku, objął obszary Puszczy Boreckiej, Kurpiowskiej, Rominckiej, Augustowskiej
oraz Piskiej, w tej ostatniej czyniąc największe szkody.
"To nie pierwsza tak duża nawałnica na tym terenie" - przypomina prof. Rykowski.
"Wynika to zapewne z położenia tego terenu, gdzie ścierają się klimaty suchy
kontynentalny i wilgotny oceaniczny, co powoduje częste zmiany pogody" - dodaje.
Wielkie nawałnice na terenie Leśnictwa Szast notowano m.in. w 1702 roku, kiedy
wiatr powalił ponad 100 tys. drzew, a także w 1833, 1839, 1867, 1981, 1983 i
1999 roku. Nawałnica z listopada 1888 roku spowodowała zniszczenie 250 tys.
metrów sześciennych drewna.
Obszar objęty klęską w 2002 roku to 33 tys. ha. 17 tys. ha lasów zostało
uszkodzonych w różnym stopniu. Lasy przestały istnieć na powierzchni 9,5 tys.
ha. Masa połamanych i powalonych drzew została oszacowana na ok. 2,5-3 mln
metrów sześciennych. Drzewa zablokowały i uszkodziły leśne drogi i linie
oddziałowe (granice podziału powierzchni lasu).
LAS OCHRONNY "SZAST"
Leśnicy przystąpili natychmiast do usuwania szkód. Ale wichura dała jednocześnie
rzadką szansę na przeprowadzenie monitoringu naturalnej odnowy lasu.
"Na wydzielonym terenie nie prowadzi się żadnych prac gospodarczych - połamane
drzewa pozostają nie usunięte, a nowe nie są nasadzane" - opowiada prof.
Rykowski. Można poruszać się tu wyłącznie pieszo lub rowerem po szlakach, nie
można zabierać z lasu żadnego materiału przyrodniczego i należy zachować ciszę.
"Projekt ma na celu porównanie przebiegu regeneracji lasu w sposób naturalny z
regeneracją dokonaną z pomocą człowieka oraz zachowania zwierząt na tych
terenach" - wyjaśnia leśnik.
Obszary, nad którymi przeszła nawałnica, były siedliskiem sosny, w znacznym
stopniu były to płaty drzewostanów jednowiekowych. Stąd łatwość, z jaką uległy
silnemu wiatrowi. "Inaczej byłoby, gdyby były to drzewostany wielogatunkowe o
różnym wieku. Te cechują się znacznie większą odpornością na silne wiatry,
pożary czy ataki owadów" - mówi prof. Rykowski.
Jak wyjaśnia, projekt odnowy lasów na terenie, nad którym przeszła nawałnica w
Puszczy Piskiej, zakładał, że część drzewostanów zostanie odnowiona sztucznie w
całości, tzn. powalone drzewa będą usunięte, ziemia zaorana, a na niej posadzone
młode drzewka. Inna część zniszczonego lasu, na której drzewa zostały powalone,
częściowo jest uzupełniana sadzonkami lub siewem.
Kolejny sposób polegał na pozostawieniu lasu siłom natury w celu obserwacji, jak
zachodzą procesy odnowy drzewostanu.
SÓJKI WSPOMAGAJĄ ZALESIANIE DĘBEM
"Cenne jest zachowanie i obserwacja procesów, które doprowadzają do odnowienia
się lasu. Chodzi o to, by w warunkach dosyć szybkich zmian - klimatu,
działalności człowieka, obecności przemysłu czy zmiany składu chemicznego wód,
przyroda wystawiona na tego rodzaju procesy sama się do nich przyzwyczajała" -
podkreśla prof. Kazimierz Rykowski.
"Po dwóch latach projektu na objętym nim terenie pojawiły się liczne gatunki
liściaste. Jest bardzo dużo dębu, głównie dlatego, że w lesie są korzystne
warunki mikroklimatyczne - wyższa wilgotność z powodu pozostałych tam po
wichurze zwalonych lub ocalałych drzew dających ocienienie" - mówi profesor.
To znaczne występowanie gatunków liściastych zawdzięczać można także sójkom,
które przynoszą na ten obszar żołędzie.
Ponieważ jednak jest to teren wybitnie piaszczysty, sprzyjający sośnie, to
obserwuje się również obfite odnowienie naturalne tego gatunku.
"Za 10-15 lat powstały tu naturalny drzewostan będzie mógł skutecznie konkurować
z odnowieniami sztucznymi, powstającymi dookoła niego" - ocenia prof. Rykowski.
ŻMIJE, SZKODNIKI I POŻARY - NIC Z TEGO
Przeciwnicy stworzenia tego typu naturalnej hodowli argumentowali, że ten
fragment lasu będzie zagrożeniem dla otaczającego go lasu. Niebezpieczeństwem
miały być występujące na tym terenie liczne szkodniki owadzie jak korniki, czy
zwiększone zagrożenie pożarowe z powodu nagromadzonego suchego drewna. Pojawiały
się nawet głosy, że teren może stać się wylęgarnią żmij, zagrażających
okolicznym mieszkańcom.
Tymczasem, jak zauważa prof. Rykowski, nie stało się nic z zakładanych przez
przeciwników takiej hodowli czarnych scenariuszy.
"W Lesie Ochronnym +Szast+ buduje się sytuacja równowagi nie zakłócona
interwencjami ludzkimi, między owadami pasożytniczymi i tymi, które ograniczają
ich rozwój" - zauważa profesor.
Jego zdaniem zachodzące tu procesy są na tyle godne uwagi, że mogłyby znaleźć
przełożenie w realizacji planów hodowli na innych terenach leśnych. "To jest
jeden z ważniejszych elementów realizowanego projektu i przyczynek do dyskusji,
czy wszystko, co zagraża produkcji drewna, musi być niszczone przez zabiegi
ochronne, zabezpieczające przez owadami lub grzybami" - uważa.
Choć leśnicy nie ingerują w ochronę i zalesianie tego terenu, to prof. Rykowski
zapewnia, że w przypadku wybuchu pożaru, byłby on gaszony. Póki co leśnicy
"dmuchają na zimne" - las z jednej strony jest ograniczony szerokim, 70-metrowym
pasem przeciwpożarowym, a z drugiej przylega do rzeki Pisy.
LEŚNICY DZIELĄ SIĘ DOŚWIADCZENIAMI
Mimo że polscy leśnicy nie mają zbyt wielu doświadczeń na własnym terenie z tego
typu hodowlą, to jednak zdobytą do tej pory wiedzą służą nawet zagranicznym
kolegom, ostatnio ze Słowacji.
W 2004 roku nad słowackimi Wysokimi Tatrami przeszła silna nawałnica, która
powaliła drzewa na obszarze około 12 tys. hektarów. Rok później na 200 hektarach
tego terenu wybuchł pożar.
Na wzór polskich leśników słowaccy chcą wyodrębnić podobny obszar badawczy, a
prof. Rykowski właśnie opiniuje ten projekt.
Badacz przypomina, że choć to pierwszy taki projekt, monitorowany przez leśników
i naukowców, to w Polsce mamy już do czynienia z drzewostanami, które odnowiły
się samodzielnie po klęskach. Przykładem są Rudy Raciborskie, gdzie w 1992 roku
wybuchł katastrofalny pożar, który pochłonął ponad 9 tys. hektarów.
"Na około 50 proc. zniszczonej powierzchni po prostu nienasadzono lasu, bo nie
zdążono. Las odnowił się sam i to ze znakomitym skutkiem. Na jednym hektarze
rośnie tam około 100 tys. drzewek. Zadaniem leśników jest tam więc jedynie
pielęgnacja drzewostanów" - mówi.
"Pojawia się więc pytanie, czy za wszelką cenę należy nasadzać drzewostany,
zwłaszcza jeśli koszt sztucznego odnowienia lasu w warunkach klęski huraganu
wynosi 8-10 tys.zł na hektar, czy też pozwolić na odnowienie naturalne, z bardzo
dobrym skutkiem i prawie za darmo" - zastanawia się.
LAS NASZ - NIE NASZ
Naukowiec z IBL przypomina także, że podobny projekt realizują leśnicy niemieccy
na terenie Lasu Bawarskiego, który został również uszkodzony przez huragan.
Część powierzchni odnowiono tam w sposób sztuczny, natomiast część powierzono
samej naturze. Efekt? Jak mówi prof. Rykowski, nawet miejscowi leśnicy mają
problem z odróżnieniem powierzchni odnowionych samoistnie od tych zalesionych
ręką człowieka.
Zdaniem prof. Rykowskiego, dane zebrane podczas badań w Lesie Ochronnym "Szast"
pozwolą na zmianę prawa dotyczącego zalesień. "Obecnie zgodnie z ustawą o
lasach, leśnicy mają obowiązek odnawiania powierzchni zrębowych w ciągu dwóch
lat, a w przypadku terenów objętych klęskami - pięciu lat" - przypomina.
Jednak jego zdaniem, jeśli mówimy o produkcji leśnej w perspektywie 100 lat, to
proces restytucji lasu na terenach objętych klęską żywiołową powinien wynosić
10-15 lat.
Profesor Rykowski ma nadzieję na stworzenie na terenie Polski kilku tego typu
kompleksów leśnych. "Ciekawa byłaby inicjatywa stworzenia na terenie całej
Polski sieci tego typu lasów ochronnych, funkcjonujących w różnych częściach
Polski, na odmiennych glebach i podlegających wpływowi różnych czynników
zewnętrznych. Wiedza zgromadzona w wyniku obserwacji takich lasów byłaby dla
gospodarki leśnej niezwykle cenna, zwłaszcza w perspektywie prawdopodobnych
zmian klimatycznych" - podkreśla.
Dzięki uprzejmości:
PAP - Nauka w Polsce, Bogusława Szumiec-Presch
Wybrane wiadomości z leśnictwa
- 50 małych żubrów przyszło na świat przez rok w Białowieskim Parku Narodowym
- W Bieszczadach powstanie polsko-słowacka leśna ścieżka dydaktyczna
- Zalesianie w połnocnej Polsce
- Puchacz u Fedaczyńskiego
- Rusza ośrodek szkoleniowy dla operatorów maszyn leśnych
- W powiecie wałeckim liczą żubry
- Renesans leśnego pszczelarstwa