O groźnym wirusie z Marburga uczeni wciąż wiedzą za mało: artykuł nr 611
2005-04-28 13:02:27 Wirusologia
O wirusie z Marburga, który w ostatnich tygodniach spowodował w Angoli śmierć ponad 180 osób, naukowcy wciąż wiedzą niewiele. "Nie ma jednak jeszcze podstaw by mówić, że jest on groźniejszy od wirusa Ebola" - mówi specjalista w zakresie chorób odzwierzęcych i tropikalnych z Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego w Warszawie, prof. Zdzisław Dziubek. Zarówno wirus Ebola, jak marburski powodują gorączkę krwotoczną. Nie ma, jak dotąd, na nie leków. Możliwe jest tylko leczenie objawowe: podawanie leków przeciwkrwotocznych i uzupełnienie płynów w odwodnionym organizmie - zaznacza prof. Dziubek.
WIRUS OD KOCZKODANA ZIELONEGO?
Nazwę "wirus z Marburga" wprowadzono po tym, jak w 1967 roku w mieście Marburg w
Niemczech wirus ten wywołał epidemię wśród pracowników naukowego laboratorium.
Zaraziło się wówczas 25 osób, z których siedem zmarło. Przypuszcza się, że mogli
oni zarazić się wirusem od przywiezionej z Ugandy małpy - koczkodana zielonego.
"Epidemia z 1967 r. jest jedyną dotąd znaną. Dlatego o wirusie z Marburga
naukowcy mają bardzo skąpe dane" - mówi prof. Dziubek. - "Wiadomo, że jest on
bardzo zbliżony do wirusa Ebola, powoduje jednak mniejszą śmiertelność. Według
danych z 1967 roku wynosi ona niecałe 30 proc., tymczasem w przypadku wirusa
Ebola śmiertelność sięga 90 proc." - tłumaczy profesor.
W przypadku wirusa marburskiego nieznane jest nawet źródło zakażenia.
"Specjaliści przypuszczają, że jego źródłem są zwierzęta, ale dowodów na to nie
ma" - mówi prof. Dziubek. Wiadomo tylko, że wirus z Marburga jest bardzo
inwazyjny i atakuje wszystkie najważniejsze narządy i tkanki, m.in. płuca,
wątrobę, śledzionę i nadnercza. Powoduje wysoką gorączkę (do 40 stopni) oraz
krwawienie wewnętrzne (krew wylewa się do wnętrza narządów) i zewnętrzne
(objawiające się krwawymi wydzielinami i wydalinami ciała: krwawymi wymiotami,
wykrztusinami, moczem i stolcem).
Najpierw wirus przenosi się ze źródła pierwotnego na człowieka, a potem już z
człowieka na człowieka.
WYSTARCZY DOTKNĄĆ, A WNIKNIE PRZEZ SKÓRĘ
"Skoro tak niewiele wiemy o wirusie z Marburga, musimy korzystać z wiedzy o
zbliżonym do niego wirusie Ebola" - mówi prof. Dziubek.
Ebola (nazwa od rzeki w Demokratycznej Republice Konga, dawniejszym Zairze,
gdzie po raz pierwszy w 1976 roku został odkryty) jest wirusem o materiale
genetycznym w postaci RNA. Ma bardzo specyficzny kształt długich, cienkich,
delikatnych nitek, układających się w strunowy kształt. Na końcu ma pętlę lub
małe zagięcie - przybiera kształt litery "U" lub "b". Nie jest zatem okrągły,
jak większość wirusów.
Ebolą można się zarazić wskutek kontaktu z wydzielinami lub wydalinami chorego:
krwią, potem, śliną, moczem lub stolcem. Wystarczy tego dotknąć, a wirus wniknie
przez skórę do naszego organizmu. Można zarazić się nawet wskutek dotknięcia
ubrania chorego. Nie wyklucza się ponadto przenoszenia się wirusa drogą
kropelkową - tłumaczy prof. Dziubek.
Okres wylęgania się eboli to 3 do 9 dni. Występują wtedy pierwsze objawy
zakażenia: gorączka, ból głowy, nudności, wymioty, biegunka (z czasem krwawa),
zapalenie spojówek. Po 5-7 dniach pojawia się wysypka, a 4-5 dni po niej -
delikatne łuszczenia i objawy krwotoczne. Największe nasilenie choroby ma
miejsce między 5 a 7 dniem. Wtedy też jest największe prawdopodobieństwo zgonu.
"Wszystko zależy od odporności organizmu" - zaznacza prof. Dziubek.
JEDYNY SPOSÓB - IZOLACJA CHORYCH
"Jedynym sposobem, aby uniknąć epidemii, jest w takim przypadku całkowita
izolacja chorych, zamknięcie terenu na którym miały miejsce zachorowania" -
tłumaczy naukowiec. Nie wolno stamtąd wychodzić ani wywozić żadnych przedmiotów,
dopóki nie wygaśnie lokalna epidemia.
"Pod żadnym pozorem nie należy teraz jechać w rejony objęte epidemią Marburga -
aż do momentu, kiedy pojawi się oficjalny komunikat, że epidemia wygasła" -
zastrzega prof. Dziubek.
CZY MOŻE SIĘ PRZEDOSTAĆ DO POLSKI?
Według specjalisty, przedostanie się wirusa do Polski (podobnie jak w przypadku
Niemiec), jest teoretycznie możliwe, na przykład za pośrednictwem przemycanych
zwierząt - "ale tylko teoretycznie, ponieważ jeszcze nawet nie udowodniono, że
to właśnie zwierzęta są źródłem wirusa" - zaznacza.
Polscy lekarze dysponują podstawową podręcznikową wiedzą na temat wirusa z
Marburga. Istnieją jednak w naszym kraju wyspecjalizowane ośrodki, gdzie można
zasięgnąć informacji o nim.
Jedynym w Polsce ośrodkiem, który może zdiagnozować wirusa jest jednak Ośrodek
Diagnostyki i Zwalczania Zagrożeń Biologicznych Wojskowego Instytutu Higieny i
Epidemiologii w Puławach - informuje prof. Dziubek.
KOCZKODAN WCIĄŻ PODEJRZANY
Podejrzany o zarażanie wirusem z Marburga koczkodan zielony (Cercopithecus
aethiops, ang. african green monkey) jest jedną z najbardziej pospolitych
afrykańskich małp. Należy do rodziny makakowatych, zamieszkuje otwarte sawanny
oraz skraje lasów, głównie w Afryce wschodniej.
Prowadzi głównie naziemny tryb życia. Dobrze skacze, wspina się, pływa. W czasie
wędrówek małpy te łączą się w stada liczące 40-50 osobników. Bardzo szybko się
przemieszczają - w poszukiwaniu pokarmu potrafią w ciągu dnia pokonać do 20 km.
Żywią się liśćmi, młodymi pędami, owadami, pająkami, ptakami i drobnymi
gryzoniami. Żyją 10-15 lat.
Joanna Poros
Dzięki uprzejmości: PAP
Nauka w Polsce
Wybrane wiadomości z wirusologii
- Epidemia ptasiej grypy na fermach drobiowych
- Wiroplazmy. Konkurs dziennika BIOLOG i Wydawnictwa Naukowego PWN
- Jak atakuje wirus ptasiej grypy?
- Ptasia grypa: drób trzeba trzymać w zamknięciu
- Wirusy Ebola i Marburg pokonane w laboratorium
- USA: Sukces wirusologów w walce z ptasią grypą
- Ptasia grypa dotarła do europejskiej części Rosji