Echa wypowiedzi Abp Życińskiego w sprawie GMO
Przedstawiamy list otwarty prezesa Polskiej Federacji Biotechnologii profesora Tomasza Twardowskiego.
Ekscelencjo, Księże Arcybiskupie!
Z ogromnym uznaniem i szacunkiem zapoznałem się z krótką i rzeczową wypowiedzią
Księdza Arcybiskupa nt. GMO. W moim głębokim przekonaniu sytuacja jest właśnie
taka jak zwięźle ujął to Ksiądz Arcybiskup „aby
nie bali się żywności modyfikowanej genetycznie. Medycyna nie ma żadnej wiedzy,
by żywność zmieniona genetycznie niosła jakieś zagrożenia” (PAP,
4.12.2007 r.).
Dziwna jest sytuacja, w której praktycznie nie znajdujemy żadnej
„propagandy” i „reklamy” genetycznie zmodyfikowanych produktów (roślin, pasz,
ich przetworów, czy też innych preparatów, jak leków), a obserwujemy intensywną
krytykę i zgłaszanie obaw, które nie są poparte kompleksowymi badaniami. Komisja
Europejska prowadziła prace nad efektami GMO dla człowieka i środowiska przez
wiele lat; Europejski Urząd Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) prowadzi ciągły
nadzór, European Joint Research Center nadzoruje sieć laboratoriów kontrolnych
GMO. Jednakże pojedyncze, nie zweryfikowane oświadczenia w mediach (sławetne
prace Pusztaia sprzed blisko 10 lat czy też Ermakowej z 2006 r.) zyskują
znacznie większy rozgłos i te poglądy popularyzowane są przez dystyngowanych
naukowców (1).
Wbrew popularnym opiniom tych, którzy określają się jako „odpowiedzialni
uczeni” nie ma reproduktywnych, a przez to wiarygodnych informacji o negatywnych
efektach inżynierii genetycznej dla człowieka lub środowiska. Natomiast są
liczne dane jednoznacznie wykazujące pozytywne efekty, jak przykładowo: wyższe
zyski rolników, zmniejszenie ilości stosowanych herbicydów i pestycydów, a przez
to obniżenie skażenia środowiska; produkcja leków czy też oczyszczanie
środowiska naturalnego – to kwestie nie podlegające nawet krytyce.
Przeciwnicy inżynierii genetycznej i wykorzystania GMO bardzo starannie
pomijają nader istotny problem: ile my, Polacy, ten przysłowiowy Kowalski,
stracimy na rezygnacji z nowoczesnej biotechnologii. Przecież rynek nie uznaje
„próżni”. Jeżeli my zrezygnujemy – to inni zajmą nasze miejsce! A zatem ile
będzie nas kosztować błąd zaniechania i kto będzie za to płacić?
Odpowiedź na drugie pytanie o płatnika jest prosta: zapłacimy my wszyscy,
podatnicy.
Natomiast jaka jest cena rezygnacji z nowoczesnej, innowacyjnej
technologii?
Wycena całościowa jest niemożliwa. Natomiast są konkretne przykłady.
Polska nie jest samowystarczalna żywnościowo. Rocznie importujemy ok. 2 mln ton
genetycznie zmodyfikowanej soi i kukurydzy na cele paszowe. Można nabyć surowiec
gwarantowanie niezmodyfikowany, ale ok. 30% droższy. Wówczas są dwie możliwości:
produkty powstałe na podstawie tych pasz (czyli: jaja, kurczaki, mleko,
schabowy, wołowina) podrożeją o ok. 10-20% lub… te same produkty będziemy
importować (zamiast produkować), a sprowadzane z zagranicy np. kurczaki będą…
skarmione paszą genetycznie zmodyfikowaną i jako produkt z importu będą droższe.
Będziemy zatem płacić więcej, stracimy rynek zbytu i miejsca pracy.
Inny przykład z krajowego rolnictwa: Omacnica prosowianka nie występowała
w Polsce przed 2000 r. jednakże już w 2006 r. spowodowała w południowej Polsce
straty rzędu 40%. Zabiegi agrotechniczne nie dają praktycznie żadnego efektu; co
więcej kukurydza zniszczona przez omacnicę jest dodatkowo zanieczyszczona
mykotoksynami, które są groźne dla ssaków, czyli także dla człowieka.
Genetycznie zmodyfikowana kukurydza MON810 zawierająca białko Bt zapewnia plony
bez strat. Aczkolwiek ziarno siewne jest droższe – to rolnik ma zapewniony zysk,
a nie stratę. Ta kukurydza GM w niewielkim zakresie jest uprawiana w naszym
kraju od 2006 r.
Tak wygląda ilustracja przykładowa kosztów „błędu zaniechania” w
konkretnych sytuacjach. Czy są alternatywne rozwiązania, jak na przykład często
wspominane rolnictwo ekologiczne, czy też żywność „naturalna”. Otóż produkcja
ekologiczna jest bardzo kosztowna i mało wydajna, a przez to adresowana do
zamożnego konsumenta, gotowego za szczególny produkt zapłacić wysoka cenę.
Obecnie rolnictwo ekologiczne w Polsce nie stanowi więcej niż 1%. Poza tym
należy zwrócić uwagę na nadzór i kontrolę jakości produktów określonych jako eko.
Warto i należy bardzo poważnie dyskutować wszelkie potencjalne zagrożenia.
Pierwsza kwestia to monopole, globalizacja i zyski. Jest rzeczą ewidentną, że
producent pracuje dla zysku. Obowiązkiem państwa jest kontrola, aby zysk był
godziwy i nie związany z krzywdą ludzi.
Obserwujemy globalizację w różnych formach. Także w przypadku
biotechnologii. Jednakże, czy z powodu zysku firm my mamy obniżać jakość naszego
życia?
Podobnie wygląda kwestia ładu w przyrodzie oraz zachowania bioróżnorodności.
Żaden rolnik ani żaden działkowiec nie toleruje bioróżnorodności. Każdy
producent rolny dąży do monokultury, a zatem aby na polu pszenicy rosła tylko i
wyłącznie pszenica, a nie maki i chabry. Zrozumiałe, że do realizacji tego celu
rolnik stosuje chemię, która (co też oczywiste) zanieczyszcza środowisko. Dążymy
do otrzymania nowych właściwości roślin i zwierząt, takich które są nam
potrzebne, a które nie występowały wcześniej w przyrodzie. Przykładem może być
pszenżyto (czyli krzyżówka dwóch nie krzyżujących się w środowisku naturalnym
gatunków: pszenicy i żyta), które otrzymano zaledwie 50 lat temu. Albo tzw.
czarne tulipany, których wyhodowanie było możliwe dzięki zastosowaniu…
promieniotwórczości.
Pozostaje otwartą niezwykle istotna kwestia, czy mamy „100%” pewności i
bezpieczeństwa?, czy wiemy jakie będą efekty naszych dzisiejszych działań za
kilka pokoleń? Otóż uczciwa odpowiedź brzmi: zarówno w tej kwestii jak i w wielu
innych nasza działalność, przekształcanie myśli uczonych w codzienne produkty
konsumpcyjne prowadzi do większej liczby pytań niż odpowiedzi. Taki jest postęp
nauki i techniki. Dzięki temu współcześnie żyjemy tak długo, a jakość naszego
życia jest na tak wysokim poziomie. Natomiast rezygnując z innowacji –
zatrzymujemy się w miejscu i rezygnujemy z poprawy warunków naszego wspólnego
bytu.
Konkludując: Warto i trzeba przeprowadzić bilans zysków i strat. Zgodnie
ze zdrowym rozsądkiem i zasadą przezorności rozumianą w naszym codziennym życiu.
Inżynieria genetyczna w rolnictwie (jak i w medycynie czy też przemyśle),
rozwija się intensywnie, z sukcesami i zyskami, dla tych, którzy ją stosują. My
również możemy zyskać na rozwoju biotechnologii.
Z wyrazami szacunku
Tomasz Twardowski